Strona główna | Mapa serwisu | English version  
God of War
`Najlepsze` gry na PS2 > God of War
Po trzech latach spędzonych w laboratoriach Sony Computer Entertainment i kilku miesiącach opóźnienia w stosunku do amerykańskiej premiery gry, God of War wreszcie pojawił się w czytniku mojej konsoli. Nie będę owijał w bawełnę – na tę chwilę czekałem bardzo niecierpliwie. Dziś, po przeszło tygodniu ostrego rzezania i przerąbywania się przez niezliczone zastępy przeciwników, mogę stwierdzić jedną rzecz zgoła autorytatywnie. Trudno o lepszą przygodę na PS2.

God of War ciśnie Cię do starożytnej Grecji, gdzie jako Kratos – potężny, spartański wojownik – zmierzysz się z najstraszliwszymi bestiami i najcięższymi próbami świata antycznej mitologii. Grę otwiera scena, w której Kratos rzuca się z najwyższego szczytu w Grecji – z nadzieją, iż w śmierci znajdzie wreszcie upragnione ukojenie i spokój od dręczących go wizji. Zanim jednak przyjdzie nam przekonać się, czy stanie się tak naprawdę, akcja opowieści zostaje cofnięta o trzy tygodnie i przeniesiona na wzburzone Morze Egejskie. Jak bowiem tłumaczy nam narratorka opowieści, Kratos nie zawsze cierpiał podobne katusze. Co więcej – był kiedyś czempionem bogów.

Już od pierwszych chwil zabawy daje się odczuć, że ta gra jest czymś szczególnym. Obecna generacja konsol powoli zaczyna się wypalać, w związku z czym wydarzenie na miarę God of War
cieszy podwójnie. Chociaż ideowo, gra jest dość typowym przedstawicielem gatunku action-adventure, niech to Cię nie zmyli. Poszczególne elementy składowe zrealizowano wzorowo i bardzo zgrabnie ze sobą połączono, dzięki czemu przez cały czas chce się od God of War więcej i więcej. Specjaliści z Sony Computer Entertainment umiejętnie dozują atrakcje gry, co powoduje, że termin „znużenie” staje się w kontekście omawianego tytułu raczej abstrakcyjny. A to będziesz tłukł się z hordami napastników, a to będziesz główkował nad jakimś nieskomplikowanym zadaniem logicznym, a to będziesz skakał po linach czy walczył z potężnymi bossami. Może nie ciągle, ale często będziesz robił tu coś nowego, innego. Ciągle natomiast chęć poznania dalszych przypadków Kratosa będzie pchała Cię naprzód, za jeszcze jeden róg i na jeszcze jeden plac. Od pierwszej do ostatniej minuty rozgrywki będziesz bardzo ciekaw, co jeszcze przygotowali dla Ciebie projektanci.

Z całą pewnością na taki stan rzeczy musiało wpłynąć też absolutnie bezbłędnie opracowane sterowanie postacią. Nie chodzi nawet o to, że Kratos idealnie reaguje na każde wydane mu polecenie i że wszystko odbywa się tu tak płynnie i efektownie. Chodzi przede wszystkim o łatwość, z jaką idzie skłanianie bohatera God of War do wykonywania najdzikszych akcji i ewolucji. Na początku samo rozeznanie w możliwościach wojownika sprawia wielką satysfakcję. Kratos odstawia między adwersarzami prawdziwy balet, zgrabnie odcina im kończyny, z gracją obrywa głowy i rozrywa ich na strzępy. Z czasem zaś, kiedy już nauczysz się tłuc mocarne kombinacje i ciskać przeciwnikami po ścianach, gra nabierze nowych kolorów. Trzeba przyznać, że pod względem łatwości, z jaką przychodzi uskutecznianie rzezi, God of War nie ma sobie równych. Ba – zdarzają się momenty, przy których Devil May Cry 3 wymięka! Warto wspomnieć tu o pewnym oryginalnym pomyśle projektantów z Sony Computer Entertainment, a mianowicie – o minigrach, za pomocą których możesz zmuszać Kratosa do wykonywania rzeczy, o których postaci z innych produkcji mogą jedynie pomarzyć. Chodzi o to, że nad głową mocno już obitego przeciwnika pojawia się kombinacja klawiszy do wklepania. Wduszenie odpowiednich symboli, wychylenie lewego analoga w odpowiedni sposób czy metodyczne tapowanie jednego przycisku powoduje, że Kratos może skakać po grzbietach gigantów, dekapitować gorgony i – ujmując kwestię bardziej ogólnikowo – robić krzywdę przeciwnikom takich gabarytów, że w normalnych warunkach zadarcie z nimi byłoby po prostu niemożliwe.
Co ciekawe, przez całą grę Kratos dysponuje zaledwie dwoma środkami eksterminacji i ledwie kilkoma czarami, którymi razi niepokorne bestie. W samym finale pojawia się wprawdzie jeszcze jedna maczeta, ale – z racji, że zarezerwowana została dla końcówki – nie będziemy jej teraz omawiać. Dostępne miecze zostały jednak na tyle dopakowane możliwościami „rozbudowy” i potencjałem zabójczości, że ich ilość okazuje się zupełnie wystarczająca. Ostrza Chaosu zgrabnie śmigają na łączących je z ciałem Kratosa łańcuchach, natomiast Ostrze Artemidy umożliwia wykonywanie szczególnie dewastujących akcji, kończących się z reguły całkowitym rozczłonkowaniem ofiar. Czego chcieć więcej? Rozbudowana mechanika walki pozwala na zabicie wroga właściwie w dowolny sposób.

Poza świetnie przygotowaną zawartością, God of War
może poszczycić się urzekającą oprawą audio-wizualną. Modele postaci – choć może nie najbardziej szczegółowe na świecie – są ładnie animowane i widać, że ktoś bardzo się nad nimi napracował. Sam Kratos porusza się jak żywy, zaś próbując opisać jego wygląd, można z łatwością zafiksować się na stwierdzeniach typu: „to ucieleśnienie zła”. A widoczki? Kolejne odwiedzane miejscówki przytłaczają niekiedy swym rozmachem i obfitują często w wiele cieszących oko szczegółów – jak co i rusz zalewane wodą i krwią pokłady greckich okrętów, czy chociażby widok Aresa, robiącego zadymę na przedpolach Aten. Tekstury są ostre jak żyleta, zaś umiejętnie dawkowany bloom nadaje niektórym miejscówkom baśniowy charakter. Radę dają i plenery, i wnętrza. Tutaj przekonująco wypada zarówno pałac królewski, jak i Hades, przez który leniwie przepływa Styks.

God of War
brzmi równie dobrze, jak wygląda. Podniosłe chóry i imperialne, pompatyczne motywy świetnie komponują się ze śmigającym po ekranie Kratosem, zaś to, co można usłyszeć podczas przerywników filmowych, rzuca o ziemię i pożera w całości. Wiem, że wciąż tylko rozpływam się nad tą grą, ale także udźwiękowienie jest bezbłędne. Eksplozje są odpowiednio dudniące i mięsiste, szczęk broni i chlupanie krwi brzmią bardzo przekonująco, zaś głosy postaci to w zasadzie klasa sama w sobie. Bestie wspaniale ryczą, charczą i wyją, a kwestie wypowiadane podczas dialogów są jasne i wyraźne. Może jest ich – jak na całą grę – trochę za mało, ale nie zmienia to faktu, że zaangażowani do gry aktorzy wywiązali się ze swego zadania bezbłędnie. A niski, zmęczony wokal Kratosa? Słysząc go dziewczyny mdleją z pożądania a faceci zazdroszczą, że ich struny głosowe nie potrafią robić tak samo.

Mówiąc krótko, jest świetnie. Muszę przyznać, że śledzenie losów Kratosa i obserwowanie, jak Spartanin stacza się i popada w coraz większe szaleństwo, sprawiło mi wiele przyjemności i satysfakcji. Jego zerowe poczucie humoru, totalnie aspołeczna postawa i umiejętność zmiany żywej istoty w stertę parującego mięsa na dziesiątki (jeśli nie na setki!) sposobów całkowicie do mnie przemówiły i sprawiły, że nie odpuściłem sobie God of War, dopóki nie zobaczyłem napisów końcowych. I coś mi mówi, że z Tobą będzie podobnie.

Bo żaden bohater bez skazy nie jest tak fajny, jak antybohater.
Oto link do filmika z gry:
http://www.youtube.com/watch?v=qVk8hu9z5ek